Dykcja
moja dykcja jest jak szarość pudełka zapałek
szum winylu na tle wodospadu
moja dykcja to ogień który zapłonie
gdy tylko zdołasz jej dotknąć
gdy tylko przestaniesz jebać się
z kawałkiem tombaku
złotko
nawet dziecko potrafi wzniecić pożar
a przedszkole na tym skorzysta
moja dykcja jest jak dykta w Sheratonie
modelka Kleina spłukująca nieczystości
moja dykcja szuka mnie i mnie rozpoznaje
moja dykcja to duch mój który uszczerbił się u nasady
moja dykcja zamyka się w rzeczach ostatecznych
gdyż stamtąd przychodzi posłuszna jak gejsza
.
.
Poliester
pięknie wyglądasz w nowym dresie
na twoją cześć piszę piosenki o przejmującym refrenie
i sam w nich występuję dla podtrzymania klimatu zgorszenia
w rzeczywistości jestem gorszy od najgorszego słowa
i nie staram się z tego wymiksować
przychodzi noc jak złodziej rowerów
twój dres stygnie w szafie
rajska jabłoń więdnie w refleksach kurierów rozwożących jedzenie
niech będą szczęśliwi
niech wyżywią rodziny z napiwków
rzeczy dzieją się gdy na nie patrzymy
a więc patrzymy na siebie i rzeczy się dzieją
księżyc kurczy się do rozmiaru ziarnka grochu
Indianie zarzucają sieci
.
.
Richter poranek
bądź jak dron z życzeniami szczęścia
nad pochówkiem
miej ojcu za złe język a ojczyznę weź na swoje ramiona
nie pytaj operatora pługa jak poderwać maszynę do lotu
zniknij w ciemnościach wybierz odpowiednią godzinę
zapuść brwi i obsadź dom bluszczem
uczyń Ziemię znośniejszą na jej obrzeżach
miej daleko wszędzie by nigdzie nie opłacało ci się pójść
niech wrogowie twoi ruszą za tobą
gdyż zmierzasz do sąsiedniego pokoju
nie trwóż się śmiercią w fabryce słodkości
ani żadną inną która cudzą jest
spójrz na pierwszy promień na jej kosmyku
uczyń świat znośniejszym na jego obrzeżach
miej daleko wszędzie by nigdzie nie opłacało ci się pójść
.
.
Richter wieczór
nie ufaj nam
dopiero co wypadłeś z kołyski
miej matce za złe kraj
a próchnicę weź na swoje ramiona
gdy przyłapiemy cię na kłamstwie
odwróć kieszenie i zwierz się nam ze swoich problemów
nie weźmiemy za to pieniędzy
gdyż zabawę będziemy mieli dobrą
niech twoje byłe wiedzą gdzie leży twoje posłanie
i niech przychodzą do ciebie w blasku skóry
niech cię nie trwoży rozkład tkanek w fabryce zabawek
wycie suki w blade światło
wejrzyj okiem miłosiernym na siny paznokieć
uszkodzony skafander czeskiego astronauty idącego przez śnieg
myśl o sobie poprzez skalę wstrząsu
myśl o sobie w Richterach
zstąp do poziomu brei
do idei podziemnego przejścia
z mrugającym neonem Miasto Żywych
.
.
Swing
moja jest ściana z napisem
giń albo zmień się w białego łabędzia
z wypożyczalni kostiumów
wypożyczę strój który podkreśli moją przezroczystą osobowość
włożę ciemne oprawki i zacznę swingować z martwą materią
kiedy wchodzisz i rozglądasz się
zamieniam się w pył
jestem falującym owalem pustki
mogę być przykładem dla nicości
wielką absencją
abażurową lampą wysyłającą wątłe światło
uważaj gdzie siadasz
miękkie podbrzusze to moje serce
które ma lepsze rzeczy do roboty
które jest zaangażowane
w sto innych upadających projektów
.
.
Ważka
przypomnij sobie biały obłok wiszący nad miastem
dziewczyny jak puszki
zbierane pod motelem Orbis
i tę z którą spędzałeś życie na samotnej wyspie
a ona nie miała zahamowań
na nic to wszystko i wszystko pozostałe
na nic słabnący błysk jutrzenki na szpitalnej pościeli
pstryknięcie palcami w lateksie
to jest twój świat jedyny
w który wskoczyłeś bez wiary i nagi
a PUMA® i ksiądz czekali za drzwiami
Sylwester Gołąb
.
.
Sylwester Gołąb, ur. 1980 r. w Kamiennej Górze. Wiersze publikował w polskich, norweskich oraz rosyjskojęzycznych czasopismach literackich. Autor książek poetyckich Garda (wyd. MaMiKo, 2016) oraz Nomada (wyd. WBPiCAK, 2018). Od niedawna pisze opowiadania. Redaguje magazyn literacko-emigracyjny „Obszary Przepisane”. Mieszka w Stavanger w Norwegii.