Przestrzeń puszcza odlot,
świerszcze na świetlisty krzew.
Istota czerwi –
wymięty kamień jak
wskrzeszanie chmur,
cierpkie sosny,
krzywe światło mowy.
Góry śnią
podarte mięśnie.
Daj tlen
po odrętwieniu burzy.
Przepływ ślin,
karmienie cisz.
.
.
Flixbus
Znam zielony,
co zamienił się w żółwia i koc.
Jest otulina z odkurzacza, kreśli
mapy rzek. Dogorywa sen wątłej
pieśni, jej skóra wita cień. Jabłka
kroją kamień, spomiędzy palców
cieknie rozżarzony puchacz, prąd
bębniarza, a port wymówił okazałą
śniedź. Poruszasz się czuło,
jak ziarenka piasku na membranie
komara. Mięso utyka na ząb,
na kwaśny horyzont. Tęczo,
czy jesteś tak mądra jak kieszenie?
W mrowisku płonie, karmimy
styki żwawych plech, zręby cielska
otchłani. Ochłania zalew zwiniętej
trąbki, mutacja kosztownej igły,
jak krztuszę pamięć i czerwony pies.
.
.
Śnię głęboki fluks, miętoszenie nieb
na świerku oczy. Umaszczenie krwi,
dynda czerwi świt. Grzechocze ci ciało,
jak czerń winyli. Wypowiedziałem kruki
i inne kości, różowe światło na miękkie
miasto, a potem lot w kokon, wyłom
w konar, krach na śpiewy pól.
.
.
Świeco, wyrusz na koniuszek
mostu, patrz na wodę. Dzisiaj w białym
gnieździe mrozu przewijasz wrzosiec.
Dbałość ptakom, a jak wypadają skrzydła,
przynoś kielich muzyki żniwa. Płomień
rodzi ziarno. Wyschnięta skorupo chodnika,
jak ci było pod nawałem pieśni? Gdzie teraz
śpisz i ile oczu trzymasz pod koszulą,
którą oddałeś wróblom, na pierwszy ranek
po wyłonieniu gąsienic. Modlenie
lśnień jak ciepły chleb, mokra wierzba,
pleśń ducha traw. W trwanie ślad motyla.
.
.
Łukasz Woźniak
ur. 1995 – puszysty szkwał, rechot strumieni światła, dobry kolega jeziora. Robi muzykę solo jako Joy Visions, niesolo jako Szakłak i współtworzy kolektyw artystyczny Przełaj w Poznaniu. Dłubie w Kolapsie, wspólnocie, duchach, dekolonializmie, ruchu. Ma szaloną tęsknotę za zachwytem, pasją i odwagą.