Zostałabym z T. dłużej, ale jego myśli coraz bardziej krążyły wokół wczesnej pobudki i kolejnego dnia pracy. Doszliśmy na przystanek, z którego miał odjeżdżać. Był to ostatni moment, żeby to, co przez ostatnie lata nie dawało mi spokoju, wyszło z dziury nazywanej pamięcią.
– Przez te kilka lat, które minęły od naszego spotkania, często myślałam o tamtym koncercie i powrocie z niego.
– Pamiętam je. Ten koncert i ten powrót.
– Właśnie: pamięć. Najdokładniej pamiętam, jak po wyjściu z klubu, kilkanaście metrów od budynku, stanęliśmy.
– Tak, zatrzymaliśmy się.
– Staliśmy pewien czas na chodniku, chociaż był koniec listopada i padał śnieg.
– Kojarzę, że to była zima.
– I późna godzina.
– Pewnie koło 23.00. Prawie noc.
– A więc noc. Staliśmy tam i staliśmy, ale nie daje mi spokoju jedna rzecz.
– Może ta sama, która nie daje spokoju mnie?
– Tobie też?
– Też.
– A więc skoro tam staliśmy, ktoś musiał stanąć pierwszy.
– Tak, ktoś zrobił to najpierw.
– Oczywiście później to było bez znaczenia, bo staliśmy tam oboje.
– Tak, chwilę to zajęło.
– Ale kto był pierwszy? Wydaje mi się, że ty.
– Bardzo prawdopodobne, że ja.
– Czyli to jednak ty?
– Jednak ja. Ale coś ci powiem.
– O tym, że staliśmy w śniegu?
– Tak.
– Więc od początku – był listopad, zimno, chociaż nam nie, dobrze się rozgrzaliśmy na koncercie.
– I sporo wypiliśmy.
– Tak, upiłam się, ale dość dobrze pamiętam to, co było po wyjściu.
– Powiem ci więc, że to zaczęło się jeszcze w klubie.
– W tym pubie?
– Nie pamiętasz tego?
– Nie. A wydawało mi się, że zapamiętałam z tamtego wieczoru tyle, ile wystarcza miejsca na dysku.
– Więc wszystko zaczęło się jeszcze w klubie.
– Wtedy chyba siedzieliśmy?
– Tak. Po koncercie, zanim wyszliśmy stać na śniegu, jeszcze trochę siedzieliśmy w środku.
– Chyba mam flashbacki. Prawie wszyscy wyszli, a my siedzieliśmy w sali w półmroku. Tak?
– Tak, doskonale.
– Pamiętam tę salę. Przypominała mi puby, do których chodziłam jako nastolatka.
– Ja nie mogłem mieć takich skojarzeń, bo jako nastolatek nigdzie nie wychodziłem.
– Wtedy, na koncercie, byłam pod wpływem pewnych leków.
– Na sen?
– Też, można tak to określić. Dlatego mogłam zapomnieć, że to zaczęło się już w klubie.
– Widzisz, a ja chyba niczego nie zapomniałem.
– To, że tak siedzieliśmy, chyba mnie zaskoczyło.
– Mam nadzieję, że pozytywnie.
– Tak. Już sobie przypominam, co wtedy pomyślałam.
– Co pomyślałaś?
– Że jesteśmy w liceum.
– Było aż tak źle?
– Przeciwnie, było wspaniale. Pomyślałam, że to sen o licealnych czasach.
– Patrzymy sobie w oczy i nic z tego nie wynika
– „Do utraty tchu”, Godard. Pamiętasz?
– Znacznie więcej niż to.
Nadjeżdżający autobus zatrzymał się na światłach. T. objął mnie na pożegnanie.
– Miłego wspominania o tym, co zaczęło się jeszcze w klubie.
– Jeśli ponownie spotkamy się dopiero za kilka lat, może zdążę sobie przypomnieć resztę tamtego wieczoru.
– Mam nadzieję, że szybciej. Spotkamy się szybciej.
T. odjechał, a ja wróciłam śnić. W śnie był śnieg, my i to, co niewypowiedziane.

.

.

Anna Dwojnych
ur. 1988, poetka, autorka krótkich próz i dramatów, absolwentka socjologii i filozofii. Publikowała w wielu pismach i kilku antologiach. Autorka książek poetyckich „gadu gadu” (2011), „Wypadki z przypadkami” (2019), „Nocne zabawy w dużych miastach” (2022). Związana z Płockiem, Toruniem i Warszawą. Tłumaczona na j. duński.